Dzień cudów. Pierwszy cud - że nie padało, choć mogło. Drugi - że nic nikomu się nie stało, choć mogło. Trzeci - że trasa była absolutnie idealna, choć nie musiała (podziękowania dla sponsora trasy, Mirosława!). I inne pomniejsze cuda, jak zgubione na zjeździe i znalezione okulary, dobre nastroje etc. Git! Trasa: Korbielów - osławioną drogą drwali na Halę Miziową - granią na Halę Rysiankę i dalej na Lipowską - zielonym na Halę Boraczą - zjazd drogą do Żabnicy Skałka - podjazd na Płonę (nad przeł. Słowianka) - dłuuuugi zjazd przez Sopotnię Małą do Jeleśni.
Wszystko zapowiadało się wyśmienicie: jedyny dzień z gwarantowaną pogodą, trasa czarmym szlakiem po poziomicach; słowem - bajka. Jak ty czasami bywa, rzeczywistość odbiegała od folderu reklamowego: szlak czarny okazał się nie do końca po poziomicach, a tam, gdzie mógł być, był gubiony. Wobec tego czasem wskoczyliśmy niechcący na grań, przeskakując na czerwony i znów próbując rozpaczliwie trzymać się czarnego, na którym okazało się, że czasem chodzi się po górach z kijkami, a czasem z rowerami. Powrót wynagrodził wszytkie trudy i było git. A po kolei: Koszarawa Bystra - Klekociny - Hala Kamińskiego - Mędralowa Zachodnia - Moczarki - Głuchaczki - żółty szlak po słowackiej stronie - Jalovecke sedlo - Mędralowa - Hala Kamińskiego - Klekociny - Koszarawa Bystra - Koszarawa - Koszarawa Cicha.
Sprawdziła się zasada: jak pada, to nie wyjeżdżamy, jak nie pada, można wyjeżdżać. Piękna trasa z Koszarawy na Klekociny z odbiciem na Lachów Groń, potem zjazd do Wełczy (Zawoja) i podjazd na Opaczne (nową drogą - po pół koła w glinie z lekkim błądzeniem). Potem trawersem pod Jałowcem na przeł. Cichą i bezproblemowy zjazd do Koszarawy.
Jeżdżę głównie po lasach w okolicach Krakowa (kiedyś Warszawy), popołudniami lub w niedziele, zwykle raz do roku po górach, a w wakacje przez ostatnie dwa lata po Suwalszczyźnie. Poza tym - wszędzie tam, gdzie się uda znaleźć odrobinę czasu.
Marzenia rowerowe:
o Polska Egzotyczna rowerem,
o Camino de Santiago,
o Toskania.
Ktoś chętny?